Nie lubię marudzić. Naprawdę. Ale w tym roku, po wyjściu z targów Cersaie, pomyślałem jedno: to już nie jest to samo Cersaie, które kiedyś znałem i kochałem. I mówię to z perspektywy człowieka, który od trzydziestu lat żyje tą branżą, widział dziesiątki premier, zna ludzi z hal produkcyjnych i wie, jak pachnie świeżo wypalony gres.
Cersaie 2025 była jak piękna, ale zmęczona aktorka – wciąż wygląda dobrze, tylko że gra bez emocji. Na scenie niby wszystko jest jak dawniej: światła, dekoracje, brawa. Ale to, co najważniejsze – prawdziwa energia, iskra, zaskoczenie– zniknęło gdzieś po drodze.
Kiedyś te targi miały w sobie coś magicznego. Do Bolonii zlatywali się inwestorzy z Dubaju, architekci z Nowego Jorku, importerzy z Tokio. Na stoiskach podpisywało się kontrakty warte miliony, a wieczorami w restauracjach trudno było znaleźć wolny stolik, bo wszyscy świętowali nowe interesy. Dziś – ciszej, spokojniej, bardziej biurowo. Ludzie przychodzą, patrzą, robią kilka zdjęć i wracają do hotelu. Jakby wszyscy przyszli „odhaczyć obowiązek obecności”.
Patrząc na koszty, wcale się nie dziwię, że wielu producentów zrezygnowało z udziału. Stoisko, transport, logistyka, ludzie, hotel, kolacje – to wszystko potrafi kosztować ponad 150–200 tysięcy euro, i to przy coraz mniejszej szansie na realne zyski. W tym roku zabrakło kilku znanych marek, a giganci jak Marazzi czy Florim po raz kolejny postawili na własne showroomy. I mieli rację. W Bolonii nie zobaczy się niczego, czego nie mają lepiej pokazane u siebie, w sercu Sassuolo.
Nie zrozum mnie źle – kocham tę branżę, ale mam wrażenie, że niektórzy producenci zaczęli wierzyć, że wystarczy „ładne stoisko i copy-paste z poprzedniego roku”. A przecież to już nie działa. Kto dzisiaj da się zachwycić kolejną płytką „efekt marmuru” albo „efekt drewna”? To już było. I to w lepszym wydaniu.
Odwiedziłem halę z narzędziami i sprzętem dla glazurników, bo zawsze tam szukam realnych nowości. Niestety – zawód. Nie znalazłem nic, co by mnie zatrzymało na dłużej. Nie wiem, czy to lenistwo branży, czy po prostu brak pomysłu, ale jeśli jedyny postęp polega na zmianie koloru uchwytu albo naklejki z logo, to coś jest nie tak. Nawet Raimondi, marka, która kiedyś wyznaczała trendy, wygląda dziś, jakby jechała na oparach dawnej chwały.
A żeby było zabawniej – trafiłem też na producenta maszyn z Maranello, który zabronił nagrywać wideo na stoisku. Zdjęcia? Tak. Film? Nie. Kiedy usłyszałem to od obsługi, aż się zaśmiałem. W czasach, gdy TikTok i YouTube robią lepszą reklamę niż jakikolwiek katalog, ktoś zabrania filmować? To tak, jakby restauracja prosiła, żeby nie robić zdjęć jedzenia, bo jeszcze ktoś zobaczy, że mają dobre dania.
Zresztą, to też pokazuje problem. Zamiast otwierać się na świat, włoska branża ceramiczna coraz częściej zamyka się w swoim sosie. Zamiast innowacji – defensywa. Zamiast pomysłów – narzekanie na przepisy, energię i dumping z Chin. Jasne, to wszystko prawda – koszty energii we Włoszech to dramat, ETS dławi inwestycje, a nowe cła potrafią zabić marżę w sekundę. Ale może właśnie dlatego trzeba wreszcie ruszyć głową, a nie stać w miejscu?
Wyniki są nieubłagane. Liczba odwiedzających spadła o kolejne kilka procent, a obcokrajowcy – którzy zawsze byli siłą Cersaie – przyjechali w mniejszej liczbie niż rok temu. A skoro nawet statystyki wyglądają źle mimo rozbudowania powierzchni do 155 tysięcy metrów kwadratowych, to znaczy, że problem nie jest w metrach. Problem jest w sensie.
Bo dziś Cersaie to trochę jak luksusowy hotel, w którym wszystko działa, tylko nie ma gości. Wciąż piękny, ale pusty.
Nie chcę, żeby ten tekst brzmiał jak pożegnanie, choć trochę tak to czuję. Może za rok coś się zmieni, może ktoś wreszcie zrozumie, że trzeba dodać nowego ducha, nowych pomysłów, nowej energii. Bo jeśli nie – to za kilka lat będziemy wspominać Cersaie jak legendarny festiwal, który był wielki, ale nie potrafił się odrodzić.
A szkoda. Bo ta branża zasługuje na coś więcej niż powtórkę z poprzedniego roku.
@wloskiagent CERSAIE to taki trochę śmiech przez łzy. #cersaie ♬ original sound – Włoski Agent Oskar Jursza